Przejdź do treści
Obraz
Opublikowane 25. Grudzień 2022 | Uaktualniono 25. Grudzień 2022

Biskup Bernt I. Eidsvig: - Prawda o tym, że Bóg zdecydował, aby stać się człowiekiem, niemal ginie w naszym świątecznym zabieganiu

Obraz

ŚWIĄTECZNE HYGGE: - Nie jestem przeciwny świątecznemu  hygge, ale chciałbym, żebyśmy patrzyli nieco głębiej - mówi biskup Oslo Bernt I. Eidsvig w wywiadzie bożonarodzeniowym. 21 grudnia 2022 r. obchodził on 45. rocznicę przyjęcia do pełnej wspólnoty Kościoła.

 

W Boże Narodzenie wielu z tych, którzy na co dzień nie chodzi do kościoła, odwiedza go. Biskup Oslo Bernt I. Eidsvig powita ich, otwierając dla nich drzwi kościoła: - Nikt nie idzie do kościoła bez minimum dobrej woli – mówi biskup w świątecznym wywiadzie, który Olav Egil Aune, były dziennikarz Vårt Land, przeprowadził dla katolsk.no.

  

Tekst: Olav Egil Aune Zdjęcie: Tor Stenersen Tłumaczenie: Marta Tomczyk-Maryon

 

Norweskie słowo hygge, które pojawia się w tej rozmowie nie ma polskiego odpowiednika, jednego wyrazu, który oznacza dokładnie to samo. Hygge mieści w sobie takie znaczenia jak: dobrostan, zadowolenie, spokój, przytulność, poczucie komfortu i szczęścia. Hygge to skandynawski sposób celebrowania i odczuwania rzeczywistości, gdzie docenia się np. obecność bliskich, miłość, jak i światło świeczek i kubek gojącej herbaty. (przyp. tłum.)

 

Na zewnątrz jest minus siedem stopni, przenikliwy mróz. W salonie biskupa Bernta I. Eidsviga przy ulicy Akersveien 5 w Oslo kominek płonie żywym i niezmiennym ogniem. Biskup, jak zwykle jest gościnny. Gazety „Aftenposten” i „Vårt Land” leżą na stole. Można powiedzieć, że to dobra perspektywa na świat - i to, co jest nieco bliżej. Będziemy rozmawiać o Bożym Narodzeniu i wierze, która obejmuje wszystko.

– Jeśli powiem „pocieszenie”, co na to odpowiesz?

– Pocieszenie nie jest skuteczne, jeśli nie prowadzi do nadziei. Jeśli nie jest nadzieją, to czym jest?

– Biblia jest nadzieją?

– Tak, jest. To nadzieja płynąca z proroctw mesjanistycznych, która urzeczywistnia się we wcieleniu i narodzinach. Oddzielenie od Boga zostało przezwyciężone, a sam Bóg stał się człowiekiem, dlatego jest jednym z nas. To daje nadzieję i pociechę.

– Boże Narodzenie to hygge. A może w naszych czasach samo hygge zajmuje miejsce świąt? Czy nie myślisz, że jest trochę za dużo tego hygge?

– Potrzebujemy hygge. Ale to nie jest to, co jest początkiem ani tym, co daje nadzieję. Ludzie mają potrzebę komfortu i odczuwania dobrego nastroju. Jest tak wiele rzeczy, które nam zagrażają i sprawiają, że czujemy się niespokojni. Nie jestem przeciwnikiem hygge, ale chciałbym, żebyśmy patrzyli nieco głębiej. Abyśmy wykorzystali czas Adwentu i Bożego Narodzenia, aby zobaczyć, czego chce dla nas Bóg. Nie chodzi tu przede wszystkim o nasz dobry nastrój, poczucie dobrostanu, ale o nasze prawdziwe człowieczeństwo. To jeden z Ojców kościoła powiedział, że Bóg stał się człowiekiem – więc my też możemy bezpiecznie stać się jednym.

 

„To śpiewanie kolęd lub psalmów wokół choinki w domu, jest jak pokarm, który zmagazynowaliśmy, i którym karmimy się przez całe życie”.

 

– Niektórzy powiedzą, i nie będzie to zaskakujące, że nie wypada obchodzić świąt w takim czasie - wojny, kryzysu gospodarczego, kryzysu ekologicznego, problemów młodych ludzi, które prowadzą do samobójstw. W takim myśleniu ujawniają się wyrzuty sumienia.

 – Tak, można oczywiście wyciągnąć taki wniosek, ale pierwsze święta Bożego Narodzenia przypadły na czas, gdy sytuacja na świecie również nie napawała nadzieją. Gdy się narodził, na świecie było co najmniej tak smutno, jak jest teraz. Mimo to był On radością dla tych, którzy uzyskali dostęp do misterium. To znaczy dla Maryi, Józefa, aniołów i Trzech Królów. Ale doskonale rozumiem, że ludzie rozpaczają i nie mogą poradzić sobie z tym kontrastem między świątecznym nastrojem a świadomością jak wielu ludzi cierpi i jest pozbawionych nadziei. Sam przyjmuję optymistyczny punkt widzenia, ale rozumiem, że nie każdy może go podzielać. Z drugiej strony ja – i my wszyscy – możemy pomóc uczynić życie innych ludzi bardziej pozytywnym. Myślę o biedzie, która jest obecna również w naszym społeczeństwie. Większość z nas ma możliwość podzielenia się czymś. Mamy też możliwość – na swój własny sposób – przyjąć ludzi, o których inni nie dbają. Pewnie znasz to z własnego życia, jak sądzę.

– Wigilia to wieczór, w którym płaczemy z radości. Któż nie stał w ławce i nie płakał podczas śpiewania „Deilig er jorden”. Zdarzyło ci się zapłakać?

– Zdecydowanie za rzadko.

– Jak rzadko?

– Chyba nie pamiętam ostatniego razu. Ale to chyba też ma coś wspólnego ze środowiskiem i osobistą historią – że musiałem się zmusić, aby nie okazywać słabości, na przykład w Moskwie wiele lat temu. Sprzeciwiłem się ich policji i reżimowi próbującemu złamać ludzi, nie tylko załamać, ale zniszczyć. Doprowadź ich do rozpaczy i płaczu… Mimo, że byłem wtedy młody, przejrzałem to. Zrobiłem się twardy - mam nadzieję, że nie w nieludzki sposób - żeby się nie załamać.  To było rodzajem zbroi, której nie do końca udało mi się zrzucić. To, co może mnie poruszyć, to to, co czytam w gazecie lub w książce. Wtedy nie potrzebuję tej ochrony. Również nie wtedy, gdy słucham muzyki.

– Czy są aspekty Bożego Narodzenia, które nas omijają?

– Większość ludzi omija największa rzecz, myślę tu o wcieleniu. Prawda o tym, że Bóg zdecydował, aby stać się człowiekiem, niemal ginie w naszym świątecznym zabieganiu. Słyszę i czytam kazania bożonarodzeniowe, które w ogóle nie poruszają tematu wielkiego cudu. Zatajamy to, co jest najważniejsze do przekazania, to, o czym śpiewaliśmy w kolędach czy psalmach, kiedy chodziliśmy w domu wokół choinki. Wtedy wszczepiono nam coś, czym możemy się karmić do końca życia. Pojawiają się zdania, które pomagają mi na nowo uzyskać dostęp do ewangelii o Bożym Narodzeniu. Muszę przyznać, że osobiście nie utożsamiam się z tymi współczesnymi kolędami. Mają dobre intencje i wiele z nich jest dobrze napisanych, ale ja po prostu ich nie rozumiem.

– Niektórzy księża nie lubią świąt Bożego Narodzenia i nabożeństw wigilijnych. To dlatego, że wszyscy, którzy nie chodzą na co dzień do kościoła, przychodzą, aby zaznać trochę atmosfery świątecznej. Jednak czy zamiast tego nie należy postrzegać takiego nabożeństwa jako możliwości dotarcia przez Kościół do „wszystkich”?

– Oczywiście. Ale oni nie przychodzą, aby usłyszeć karcące kazanie. Nikt nie idzie do kościoła bez minimum dobrej woli. Myślę, że mamy podejście, którego nie powinniśmy lekceważyć. Myślę, że lepiej jest wykorzystać tę okazję, aby opowiedzieć o możliwości uczynienia życia niektórych ludzi szczęśliwszym lub lepszym.

 

Kontynuacja wywiadu pod zdjęciem.

Obraz

 

CHOROBA JAKO NAUCZYCIELKA: Świadectwo człowieczeństwa pielęgniarek i lekarzy wywarło wrażenie na biskupie Berncie podczas jego jesiennego pobytu w szpitalu. – Okazują troskę, mają poczucie humoru, gotowość do pomocy. To, co widzę w norweskim systemie szpitalnym, naprawdę mi imponuje – mówi biskup.

 

Siła Ducha Świętego

W kominku nadal się pali. Czyżby płomienie u biskupa nie gasły? W salonie panuje spokój. Jesteśmy daleko od zawirowań, które dotknęły Kościół w ostatnich latach.

– Co myślisz o polaryzacji, która w wielu miejscach może rozbić Kościół? Jakie jest źródło tego?

– Obawiam się, że dla wielu teologię zastąpiła ideologia. A ideolodzy mają tylko odpowiedzi, nie mają pytań. Jeśli tworzymy ideologię z naszej wiary, to niewłaściwie traktujemy i nadużywamy wiary. Nie wiem, czy najgorsze już minęło, ale mam nadzieję, że tak. Myślę, że teologię często zastępuje też prawo - jeśli dokładnie wiesz, co będziesz robić, to czujesz się bezpiecznie, komfortowo. To niebezpieczne postawy.

„Ewangelia jest dla tych, którzy mają dobrą wolę, a ci, którzy jej nie mają, nie mają również dostępu do Ewangelii”.

 

 – Czy w ogóle można zniszczyć całkowicie Kościół? Przecież istnieje od 2000 lat, to prawie jak dowód na istnienie Boga?

 – To absolutna prawda. Nie udało nam się go zniszczyć. Jego świętem jest Pięćdziesiątnica, kiedy Duch Święty zstąpił na apostołów. Przemówienie Ducha Świętego do Kościoła zbawiło go i poszczególnych ludzi. Musimy ponownie uwolnić Ducha Świętego. Kiedy byłem młodszy, miałem skłonność do angażowania się we wszystko, co przynajmniej przypominało konfrontacje ideologiczne. Ale przestałem to robić. Zacząłem też dostrzegać dobro w ludziach, którzy mnie prowokują, a nawet w tych, którzy celowo próbują denerwować.

– A jednak ludzie występują przeciwko ludziom, także w Kościele? Czy jest nadzieja? Co jest potrzebne?

– Dobra opieka duszpasterska oraz kazanie i liturgia, które są szeroko dostosowane do potrzeb wszystkich. Nie sądzę, żeby to było niemożliwe. W Kościele dzieje się to, co na całym świecie, w Kościele nic nie dzieje się bez dobrej woli. Ewangelia jest dla tych, którzy mają dobrą wolę, a ci, którzy jej nie mają, nie mają również dostępu do Ewangelii. Uważam, że sami jesteśmy odpowiedzialni za dobrą wolę; i musimy o tym ludziom przypominać.

– Kościół katolicki w Norwegii nieustannie przyciąga konwertytów, ludzi, którzy niekoniecznie czują się dobrze w innych wyznaniach. Co ci ludzie wnoszą do Kościoła? To musi mieć przecież wpływ?

– Ci, którzy mają inne pochodzenie religijne, często mają za sobą bardzo piękną tradycję liturgiczną. W norweskim Kościele luterańskim jest dużo idealizmu i widzę, że jest to dziedzictwo, które przynoszą ze sobą – szacunek dla liturgii. Mamy też inną, dużą grupę konwertytów z buddyjskim pochodzeniem ich religijna powaga, oddanie się modlitwie są czymś, co nas inspiruje. Jest oczywiste, że niosą ze sobą tęsknotę, która znajduje u nas spełnienie. Mamy również zgorzkniałego męża w małej dolinie, daleko na Północy; tego, który w każdą niedzielę zawozi żonę na Mszę i czeka w samochodzie. Po pewnym czasie siada on w ostatniej ławce – i w końcu czuje, że ma żoną rodzaj wspólnoty - wiarę w Boga i sakramenty. To, co jego żona miała przez cały czas. Tak, to postrzegam. Słyszałem, że mężczyźni są często bardziej uparci niż kobiety.

 

Nauka wyciągnięta z pobytu w szpitalu

Pokój jest wypełniony książkami, wiele z nich to zniszczone tomy, które zostały dokładnie przeczytane. Książki, które dostarczają wiedzy i inspiracji. Dobrze mieć taki pokój. Książki odzwierciedlają stosunek do życia.

– Zeszłej jesieni byłeś w szpitalu po operacji kolana. To zawsze męczące - leżeć tam i patrzeć na migające świetlówki i wąchać „zapach” choroby. Wtedy przychodzi pytanie: co stanie się ze mną?

– Patrzysz na swoje odbicie w lustrze i wyglądasz jak budyń waniliowy, który nie jest całkiem dobry. Dawno nie widziałeś światła dziennego. Ale to doświadczenie pokonania przez chorobę jest ważne.

Chwila przerwy.

– Co zrobiło wrażenie?

– Świadectwo człowieczeństwa pielęgniarek i lekarzy. Doświadczyłem tego w szpitalu Ullevål i później podczas rehabilitacji. Jest to postawa, która jest pouczająca, nawet jeśli nie powinna taka być. Są opiekuńczy, mają poczucie humoru, gotowość do pomocy. To, co widzę w norweskim systemie szpitalnym, ogromnie mi imponuje.

 

„Wiem, że ewangelizacja idzie w drugą stronę. To parafia przekazuje mi swoją wiarę”.

 

– Czy w takim miejscu łatwo jest myśleć o śmierci?

– Nie. Nie ja. Ale była jedna rzecz, o której rozmawiałam z pielęgniarkami – byli pod wrażeniem, że miałem tyle wizyt. Jak to możliwe? Mówili, że ludzie mogą tu leżeć cały miesiąc bez wizyty, a w domu opieki, gdzie ostatnio była moja mama, powiedzieli, że są tam ludzie, do których nikt nigdy nie przyszedł, niektórych ktoś odwiedził tylko w święta, ale to była krótka wizyta. To dla mnie przerażające i nauczyło mnie, jakie mam szczęście, że mam wiernych kolegów i przyjaciół.

– W salonie nie ma klęcznika… zapewne wielu myśli, że biskup nieustannie lub co najmniej bardzo często się modli.

– Mamy brewiarz, który stanowi podstawę, więc jeśli wykonujesz to właściwie, to może to być 45-50 minut modlitwy dziennie. Zmierzenie tego zaangażowaniem jest znacznie trudniejsze, ale od czasu do czasu zatapiam się w Psalmach Dawida, czytaniach i modlitwie i czasami czuję, że to jest coś, na czym się opieram; jednak nie osiągam takiej głębi, jakiej bym chciał. Ale odnosi się to do życia wszystkich chrześcijan, modlitwa może czasami mieć bardzo silny wpływ, podczas gdy innym razem tylko nam towarzyszy. Chciałabym znowu mieć 16 lat i mieć te mocne doświadczenia i tę bliskość w modlitwie. Ale to nie moje doświadczenie ma znaczenie, Bóg tam jest, nawet jeśli tego nie czuję. Myślę, że w tradycji pietystycznej może leżeć zbyt mocne podkreślanie uczuć, podczas gdy my powiedzielibyśmy, że katolikowi, który zmaga się z modlitwą, radzi się pozostawić wszystko w rękach Boga. On tam jest i musisz dać Mu możliwość przemówienia do twojego sumienia i świadomości.

 

ODRZUCICĆ KULE: Biskup Bernt kontynuuje swój trening po jesiennej operacji kolana.

Wkrótce będzie chodził równie szybko, jak przed operacją.

 

Obraz

 

– Czy stojąc przy ołtarzu czujesz, że masz kontakt z wiernymi w parafii?

– Wiem tylko, że ewangelizowanie idzie w drugą stronę. To parafia przekazuje mi swoją wiarę. Widzę, jak się modlą. Wiara jest siłą napędową ich życia, zwłaszcza tych, którzy codziennie chodzą na Mszę św. W katedrze św. Olafa w dni powszednie odbywają się 3-4 cieszące się dużym zainteresowaniem Msze. To ma wpływ. A jeśli na Mszy w Lillehammer jest tylko jeden wierny, to jest to równie mocne świadectwo.

– Zbliżamy się do jubileuszu św. Olafa w 2030 r. Planowanie jest już zaawansowane. Kilka dni temu komisja spotkała się z krytyką ze strony komentatora Mimira Kristjanssona z Klassekampen, który uznał, że w planach jest o wiele za mało chrześcijaństwa.

– On ma rację. Byłem biskupem na okres tymczasowy w Trondheim przez jedenaście lat i świętowałem Olsok zarówno tutaj, jak iw Stiklestad. A książkami, z których cały czas korzystałem, była Norvegia sacra, wydanie z lat 30., które zostało opublikowane z okazji ówczesnego jubileuszu Olafa. Kazania biskupów luterańskich i innych prałatów zawsze wywierały na mnie silne wrażenie. Widzę, że koncentrują się oni na dziedzictwie – prawach wprowadzonych przez św. Olafa, na życiu i wyzwaniach najsłabszych – to ich zajmuje. Natomiast myślę, że teraz są bardzo zajęci sprawami, które nie mają nic wspólnego z rocznicą Olafa i walką, którą on toczył.

– Jak co?

– Zajmują się sprawami kobiet, Saamów lub imigrantami. Oczywiste jest, że w oparciu o tradycję Olafa można dużo o tym mówić, ale kiedy staje się to najważniejsze zamiast istoty, to jestem rozczarowany. Teraz mam z tym mniej do czynienia. Zajmuje się tym Trondheim i jestem pewien, że biskup Erik ma w tym dobrą rękę. Poza tym w 2030 roku przejdę na emeryturę. Na razie trochę stoję z boku w procesie przygotowań. Widzę jednak, że dobra wola (przyjęte cele) Kościoła luterańskiego mogą prowadzić do zamieszania lub utraty koncentracji na tym, co ważne.

  

Biskup w swoim przytulnym salonie wstaje, żeby się pożegnać. Kominek nadal płonie - dopóki go nie wyłączy. To był gaz, który płonął tak jasno i długo. Teraz czeka fizjoterapia: Biskup Bernt znów będzie gotowy do pracy! Taki jest plan na nowy rok.

 

Czytaj  po norwesku